Jeszcze jeden czyli co łączy twoją kancelarię, Steve’a Jobsa i Forda | Marketing Prawniczy – portal nowoczesnych prawników i kancelarii

Jeszcze jeden czyli co łączy twoją kancelarię, Steve’a Jobsa i Forda

19.07.2016    /    Jacek Stanisławski

Zamawiasz garnitur i dostajesz jeden. Zamawiasz samochód i dostajesz jeden. Zamawiasz projekt i stawiam na to, że chcesz dostać jeden… jeszcze jeden.

Pokusa jest wielka. Przecież graficy i inni marketingowi wymyślacze siedzą przed komputerami, muzyka sączy się w słuchawkach, dookoła wirują pozytywne emocje, a pomysły same wpadają do głowy.
Może jeszcze jeden pomysł na całą akcję marketingową? Już wysyłam. Inny kolor? Bez problemu. Większa czcionka – za 3 minuty.

Korzystając z usług marketingowych często pojawia się pokusa, żeby firma / agencja / freelancer (niepotrzebne skreślić) zaproponowała więcej opcji, więcej projektów, więcej wersji, więcej propozycji. Czemu to ma służyć?

„Płacę, więc wymagam” mówi klient i … nie ma racji.

Wyobraź sobie, że do twojej kancelarii przychodzi klient i zleca rozwiązanie swojego problemu. Najczęściej zaproponujesz jedno, najlepsze rozwiązanie. Czasem będą 2, może 3 jeśli jest taka możliwość. Jednak na pewno nie będziesz wymyślać na siłę. Szczególnie wtedy, gdy rozwiązanie leży na stole, a klient najpiękniej na świecie poprosi: „Panie Mecenasie, a może jeszcze coś Pan zaproponuje”, „Przecież ma Pan taki kompetentny zespół. Pewnie znajdzie się ktoś, kto będzie mógł nad tym jeszcze popracować”. Brzmi absurdalnie? No właśnie.

Podobnie jak w twojej kancelarii, wśród osób zajmujących się marketingiem i projektowaniem generowanie dodatkowej pracy tylko po to, żeby robić kolejne propozycje, bo „a nuż będą lepsze” to zwyczajna strata czasu (klienta i agencji) oraz sił.

Idąc do profesjonalisty trzeba założyć, że na podstawie wspólnie ustalonych wytycznych ma on zaproponować optymalne rozwiązanie.

Logo za 100.000 dolarów

Takie podejście świetnie oddał Paul Rand w rozmowie ze Stevem Jobsem na temat logo dla jego firmy NeXT:

“I asked him if he would come up with a few options, and he said, ‘No, I will solve your problem for you and you will pay me. You don’t have to use the solution. If you want options go talk to other people.”

Efekt był taki, że Rand zaprojektował logo, Jobs zapłacił 100.000 dolarów i był zachwycony efektem.
Chciał więcej, dostał mniej i był zadowolony.

Nieco inaczej do sprawy podszedł zespół agencji Foote, Cone & Belding, która w latach 50. została poproszona o stworzenie nazwy dla nowego samochodu zwanego roboczo Ford E.

Panie i panowie z agencji stanęli na wysokości zadania. Zebrano… uwaga… 18.000 propozycji! Podczas wewnętrznego filtrowania listę skrócono do zaledwie 6.000 nazw. Z tak przygotowanym materiałem ekipa Foote, Cone & Belding ruszyła na spotkanie do Forda, gdzie skrzętnie przedstawili swoje przemyślenia.

Tak spotkanie podsumował Ernest Breech z Forda:

„Zatrudniliśmy was po to, żebyście przygotowali jedną nazwę, a nie 6.000”.

No i miał rację.

Po co klientowi kilka tysięcy propozycji? Przecież przy -nastej nie wie już jaka była pierwsza, a później wszystko mu się zlewa i jest tylko gorzej.

W tym zakresie niewiele się zmieniło. Po prostu więcej nie zawsze znaczy lepiej.

Brief czyli siadamy po jednej stronie stołu

Chodzi o to, żeby chociaż mniej więcej wiedzieć czego się chce i mieć orientacyjne wytyczne. Nawet jeśli na początku drogi nie wiesz którędy podążać, to profesjonalista, którego wynajmujesz, powinien poprowadzić cię za rękę, żebyście wspólnie mogli ustalić założenia dla tworzonego projektu. Temu służy tajemnicze narzędzie, jakim jest brief.

W zależności od typu projektu w briefie zbierane są rozmaite informacje dotyczące m.in. charakteru projektu, grupy docelowej dla której jest przygotowywany, kwestii wizualnych i technicznych. To dokument, dzięki któremu z dużym prawdopodobieństwem ty i wykonawca będziecie myśleli o projekcie w podobny sposób.

Briefy przyjmują różne formy. Czasem to zbiór pytań zadawanych podczas spotkania, czasem to wspólnie wypełniany formularz, a czasem ankieta online ( >> zobacz brief przygotowany dla naszych klientów, z którymi pracujemy nad stroną internetową kancelarii).

Mając konkretne wytyczne zdecydowanie łatwiej spełnić oczekiwania klienta czyli Twoje. Oczywiście czasem te ustalenia trzeba doprecyzować podczas dodatkowego spotkania czy videokonferencji, ale w takiej sytuacji będziecie mieli wspólny punkt odniesienia.

Brief to też punkt wyjścia do ograniczania liczby propozycji, które zostaną przygotowane oraz ewentualnych poprawek.

„A co jeśli mi się nie spodoba?”

Oczywiście zawsze może być tak, że przedstawiony projekt nie znajdzie twojego uznania. Wszak wszyscy jesteśmy piłkarzami, lekarzami, skoczkami, biegaczami narciarskimi, specjalistami od polityki i projektantami. Jednak mając brief, możemy odnieść się do niego i ustalić czy:

  1. projekt nie spełnia ustalonych założeń czy też
  2. twoje oczekiwania zmieniają się względem tego, co ustaliłeś z wykonawcą?

W pierwszym przypadku to przede wszystkim problem dla wykonawcy, chociaż zawsze pozostają korekty i dalsza praca nad projektem. Liczba korekt, podobnie jak wstępnych propozycji, także powinna być ograniczona. Dokładnie z tych samych względów, o których pisałem wcześniej w odniesieniu do projektów.

W drugim przypadku możliwe są 2 wyjścia: wracamy do pierwotnych ustaleń albo uznajemy wspólnie, że coś (np. otoczenie biznesowe) zmieniło się na tyle mocno, że ustalenia trzeba zaktualizować. To wiąże się z rozpoczęciem pracy od zera i najczęściej z dodatkowym wynagrodzeniem.

Jeszcze jeden, jeszcze jeden…

Czasem jest tak, że liczba wersji projektu i liczba korekt są elementem budowania oferty wykonawcy.

Spotykałem się już z takimi argumentami:

  • „Mam tutaj specyfikację: 10 formularzy kontaktowych, połączenie ze Skypem, 3 slidery ze zdjęciami” – też o stronie www,
  • „Konkurencja daje nieograniczoną liczbę podstron” – o stronie internetowej kancelarii,
  • „Chcemy mieć nieograniczoną liczbę korekt, ale musimy skończyć pracę do …..[tu konkretna data]”.

W pierwszym przypadku w kancelarii nie korzystano ze Skype’a i nie chciano korzystać ze zdjęć na stronie.
W drugim chodziło o prosty serwis www.
W trzecim zależało nam na zmobilizowaniu klienta do podejmowania decyzji, bo inaczej ważny dla niego termin nie zostałby dotrzymany.

Czasem po prostu w ofercie dostajesz to czego nie potrzebujesz. To tak jakbyś miał ochotę na szklankę zimnej wody gazowanej, a dostał 10-litrowy baniak kranówki. Jest więcej, ale niekoniecznie tak jak byś chciał.

,Te ograniczenia są często niedoceniane przez klientów, a czasem nawet odbierane jako zubożenie oferty. Jednak to właśnie one sprzyjają dokładnemu przemyśleniu sprawy, zapoznaniu się z projektami i podejmowaniu wiążących decyzji.

Po prostu łatwiej wybrać spośród dwóch propozycji niż kilku tysięcy.

Zatem drogi prawniku korzystający z usług marketingowych:

  1. zastanów się czy zależy tobie na rozwiązaniu czy na galerii próbek,
  2. ustal czego chcesz albo daj sobie w tym pomóc,
  3. zaangażuj się w projekt – efekt będzie świadczył najpierw o Tobie,
  4. podejmuj decyzje.
x
Zainteresował
Cię ten artykuł?
Subskrybuj nas

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do naszgo newslettera i otrzymuj najnowsze informacje dotyczące marketingu prawniczego.

x

Powiązane artykuły

Brak komentarzy

Bądź pierwsza albo pierwszy, żeby skomentować. Bądź sobą.

Dodaj komentarz

Text formatting is available via select HTML.

<a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong> 

*