True Stories: „Będę ja zadowolony”
07.01.2025
17.01.2023 / Emilia Kołsut-Joras
Emilia Kołsut. Student prawa. W taki właśnie sposób zostałam podpisana w artykule, który jeszcze w trakcie studiów wysłałam na konkurs do jednego z branżowych magazynów. W tekście, który wyszedł spod mojego pióra, ewidentnie widniała „studentka”. Najwyraźniej jednak komuś z redakcji forma „studentka” (skądinąd, brzmiąca przecież bardzo naturalnie), po prostu nie odpowiadała.
Później, po studiach, kiedy zajęłam się copywritingiem i korektą tekstów prawnych, nieufność branży prawnej do feminatywów ponownie dała o sobie znać. Niejednokrotnie zdarzyło mi się, że kiedy tylko w opisie zespołu, użyłam określeń takich jak „aplikantka” czy „prawniczka”, klientki błyskawicznie poprawiały je na formy męskie. O użycie formy takiej jak „adwokatka” czy „radczyni prawna”, jako tych brzmiących bardziej egzotycznie, nigdy się nie pokusiłam. Myślę jednak, że nietrudno byłoby przewidzieć reakcję. Pytanie więc brzmi…
Stosowanie feminatywów to od lat przedmiot ożywionej dyskusji. Utożsamiane z feminizmem (niestety najczęściej z tym w niewłaściwym rozumieniu), uważane do niedawna za wymysł, zaczęły wkraczać na salony. Szerokim łukiem ominęły jednak branżę prawną. Jakie mogą być przyczyny?
Zagadnienie feminatywów nie jest już kwestią wyłącznie naszych subiektywnych ocen. W 2019 r. feminatywami w kontekście żeńskich nazw zawodów zajęła się Rada Języka Polskiego przy Prezydium PAN. Opinia ekspertów jest jednoznaczna – nie ma żadnych przeciwwskazań językowych, aby tworzyć feminatywy i z nich korzystać.
Większość argumentów przeciw tworzeniu nazw żeńskich jest pozbawiona podstaw. Jednakowe brzmienie nazw żeńskich i innych wyrazów, np. pilotka jako kobieta i jako czapka, nie jest bardziej kłopotliwe niż np. zbieżność brzmień rzeczowników pilot „osoba” i pilot „urządzenie sterujące”. Trudne zbitki spółgłoskowe, np. w słowie chirurżka, nie muszą przeszkadzać tym, którzy wypowiadają bez oporu słowa zmarszczka czy bezwzględny (5 spółgłosek). Nie powinna też przeszkadzać wieloznaczność przyrostka -ka jako żeńskiego z jednej strony, a z drugiej zdrabniającego, tworzącego nazwy czynności czy narzędzi, ponieważ polskie przyrostki są z zasady wielofunkcyjne. Dlatego zresztą nie dziwi szczególna popularność jedynego przyrostka wyłącznie żeńskiego -ini/-yni, np. naukowczyni czy gościni.
Rada Języka Polskiego dodaje, że istotne jest dążenie do symetrii nazw osobowych męskich i żeńskich. Równocześnie jednak zwraca uwagę, że prawo do stosowania nazw żeńskich należy zostawić mówiącym, pamiętając, że obok nagłaśnianych ostatnio w mediach wezwań do tworzenia feminatywów istnieje opór przed ich stosowaniem.
Wróżka ze mnie marna, jednak sądzę, że choć przełamanie tego wspomnianego oporu, może się okazać trudne, tak naprawdę byłoby… powrotem do przeszłości.
Feminatywy nie są aktualnym „wymysłem”. Stosowane były już ponad 100 lat temu. Na początku XX w. coraz więcej kobiet kończyło studia oraz rozpoczynało pracę w „męskich” zawodach. Formy takie jak „doktorka”, „adwokatka”, czy nawet „magisterka” nie były wówczas niczym zaskakującym.
„Poradnik Językowy” z 1901 r. użycie feminatywów motywuje logiką związaną z różnicami płciowymi. Zmieniło się to jednak po II Wojnie Światowej. Zwyciężyła wówczas tendencja językowa, polegająca na dodawaniu rzeczownika „pani” przed formą męską (pani doktor, pani adwokat, pani psycholog itp.). W szczególności tendencja ta dotyczyła funkcji prestiżowych, zawodów zaufania publicznego, a więc wypisz wymaluj – branży prawnej.
Co ciekawe, stopniowe zanikanie form żeńskich, spowodowane było… dążeniem do równouprawnienia (sic!). To właśnie w imię równouprawnienia zrezygnowano z „podziału” i przyjęto jednolitą formę – formę męską. W dzisiejszych czasach ta logika wydaje się nieco pokrętna, jednak ostatecznie to właśnie formy męskie na dobre zadomowiły się w naszym języku.
Nie powinniśmy się więc dziwić, że formy żeńskie w przypadku zawodów prawniczych powszechnie kojarzą się bardziej infantylnie. Jesteśmy po prostu przyzwyczajeni, że prestiżowe zawody od dobrych kilkudziesięciu lat mają formę męską. Mają i już. Warto się jednak zastanowić – czy to skojarzenie na pewno nam odpowiada?
W odpowiedzi na to pytanie może pomóc uświadomienie sobie, że choć „zwycięska” tendencja polegająca na dodawaniu rzeczownika „pani” przed nazwą zawodu, wydaje się bezpiecznym kompromisem, nie jest niestety bez wad. Dlaczego? Niech przemówi praktyka. Koleżanka, będąca tłumaczką przysięgłą, zamówiła sobie piękny szyld do swojego świeżutkiego gabinetu: TŁUMACZ PRZYSIĘGŁY Anna Kowalska. Tak się złożyło, że tytuł zawodowy widoczny był dużo bardziej niż nazwisko, co zresztą na etapie projektowania graficznego było świadomym założeniem projektu graficznego. W praktyce okazało się jednak, że klienci, którzy wchodzili do gabinetu, pytali… gdzie jest ten tłumacz. Bo tu najwyraźniej siedzi jego asystentka.
Na dłuższą metę odrobinę irytujące, prawda?
Uwielbiam pracę z językiem. Uwielbiam wszystkie nasze rodzime kreseczki, ogonki, skomplikowaną odmianę, każdy z siedmiu przypadków. Przede wszystkim uwielbiam jednak to, że język, oprócz tego, że spełnia oczywistą funkcję komunikacyjną, po prostu żyje. Zmienia się, ewoluuje, reaguje na przemiany społeczne, jest bacznym obserwatorem naszej rzeczywistości.
A jaka ta rzeczywistość będzie? Cóż, w tych trudnych czasach, trzeba mieć nadzieję, że inna. Bardzo chciałabym żyć w świecie, w którym określenie „adwokatka” nie wzbudza pogardliwego uśmieszku i skojarzeń z ciasteczkiem, a „radczyni” nie jest uznawana za żonę radcy. Świecie, w którym feminatywy będą naturalną częścią językowej rzeczywistości, z których bez narażania się na opinie, można będzie korzystać lub nie. Czymś tak naturalnym, że nie będzie konieczności zastanawiania się, czy jesteśmy za, przeciw, czy może za, a nawet przeciw.
Aby ten artykuł nie był jednak wyłącznie moją osobistą refleksją i garścią suchych faktów, postanowiłam zapytać o zdanie przedstawicielki branży prawnej. Za wszystkie wypowiedzi serdecznie dziękuję.
Pierwsza wspaniale pokazuje, że w języku polskim feminatywy bywają naprawdę niezbędne. Swojego zdziwienia na widok nagłówka Krzysztof Bosak wziął ślub z prawnikiem Ordo Iuris, nie zapomnę długo.
Druga to natomiast historia znajomej radczyni. Opowiadała, że kiedyś trafił jej się klient, który oburzył się za stosowanie wobec niego określenia… strona. Bo było zbyt babskie.
—
Feminatywy w branży prawnej – tak czy nie?
Marzena Pilarz-Herzyk, MamaPrawniczka.pl
Używanie feminatywów absolutnie mi nie przeszkadza. W swojej praktyce zawodowej niemal zawsze stosuję jednak określenie „prawnik”. Paradoksem tej sytuacji jest fakt, że od lat w sieci jestem rozpoznawalna jako „Mama Prawniczka” – nazwa ta wynikała jednak z braku podobnej domeny ze słowem „prawnik”. Zaobserwowałam również, że klienci bardzo rzadko w kontekście prawników używają określenia „prawniczka”. Myślę, że specyfika zawodu wydaje się odbiorcom na tyle poważna, że trudno im dopasować wersję kobiecą. Moim pierwszym wykształceniem jest wykształcenie artystyczne i bardzo często mówiąc o sobie, czy pisząc BIO, wskazuję, że jestem artystką i prawnikiem. Pierwsze ma chyba dla mnie wymiar bardziej sentymentalny, jest odzwierciedleniem czegoś prywatnego. W kontekście wykonywanego zawodu w moim odczuciu wykonuję jednak zawód prawnika.
Natalia Stojanowska, Kancelaria Radcy Prawnego Natalia Stojanowska
Nie jestem wielką zwolenniczką stosowania feminatywów w branży prawnej. Niektóre są trudne w wymowie, brzmią nienaturalnie lub zdają się obniżać wagę pełnionej funkcji. Tytuł zawodowy „radca prawny”, „adwokat”, czy „komornik sądowy” jest neutralny, bo definiuje stanowisko, pełnioną funkcję, zawód czy urząd. Ten zaś jest neutralny płciowo. Najczęściej pojawiającym się argumentem za wykorzystywaniem końcówek żeńskich jest próba uniknięcia ewentualnej dyskryminacji czy seksizmu. Mając jednak na uwadze tożsamość płciową osoby, do której się zwracamy oraz liczbę płci, należy iść raczej w kierunku neutralności płciowej. Nawet w języku angielskim, z natury obojętnym płciowo, w którym rzeczowniki osobowe są przeważnie neutralne, odchodzi się od terminów wskazujących na płeć. Zamiast np. „policeman” czy „policewoman” coraz częściej stosuje się „police officer”.
Emilia Barabasz, adwokatka w Barabasz Dębska Adwokaci, członkini Zespołu ds. Kobiet przy NRA
Żeńskie końcówki są dla mnie ważne, i to nie tylko z powodu przywiązania do gramatycznej poprawności. Feminatywy w społeczeństwie pełnym systemowych i kulturowych nierówności płciowych służą jako narzędzie antydyskryminacyjne. Zwiększają rozpoznawalność kobiet w zawodzie uznawanym tradycyjnie za „męski”, który przy braku „adwokatek”, „aplikantek”, czy „radczyń prawnych”, wydaje się rzeczywiście całkowicie zdominowany przez mężczyzn. Feminatywy uczą opinię publiczną, że w zawodach prawniczych pracują rzesze kobiet, nie pozwalają wymazywać i umniejszać naszej obecności i naszych osiągnięć. Na co dzień posługuję się feminatywami i mówię o sobie „adwokatka”; tak przedstawiam się dziennikarzom i tak określam swoją rolę zawodową na naszej kancelaryjnej stronie internetowej. Coraz więcej kobiet tak robi, mimo szyderstw ze strony niektórych kolegów-adwokatów i koleżanek-adwokatów. Widzę, jak na argument, że adwokatka to takie słodkie ciastko, odpowiadają spokojnie, że adwokat to taki słodki alkohol. W tym roku udało nam się nawet oficjalnie przemianować nagrodę, przyznawaną przez Naczelną Radę Adwokacką, z wcześniejszej „Kobiety Adwokatury” na „Adwokatkę Roku”. Czuję, że jesteśmy na dobrej drodze.
Anna Mąkowska, aplikantka rzecznikowska, Bury & Bury Kancelaria Patentowa
W trakcie aplikacji rzecznikowskiej zawsze myślałam o sobie i używałam określenia „aplikantka”. Teraz, po zdaniu egzaminu kwalifikacyjnego, myślę o sobie jako o przyszłej rzeczniczce. Oficjalne posługiwanie się feminatywami rodzi jednak parę nieoczywistych problemów. Ustawa o rzecznikach patentowych chroni tytuł zawodowy „rzecznik patentowy”, więc posługiwanie się terminem „rzeczniczka patentowa” pozostaje prawnie nieuregulowane. Dodatkowo, z racji bardzo niewielkiej popularności takich feminatywów, utrudnione jest np. pozycjonowanie stron internetowych. Chciałabym, żeby nazwy żeńskie zawodów było prawnie uregulowane (podobną sytuację mają np. lekarki) – w zasadzie byłoby to odwrócenie procesu maskulinizacji tytułów i nazw zawodowych w okresie powojennym. Przede wszystkim jednak marzy mi się rzeczywistość, w której używanie feminatywów jest opcjonalne, społecznie akceptowalne, nie wzbudza dyskusji ani oceny.
Kamila Mizeracka, Szef Praktyki Prawo Zamówień Publicznych w Kancelarii Brysiewicz Bokina Sakławski i Wspólnicy sp.k.
Feminatywy w branży prawnej – moim zdaniem – nie. Nie potrzebowałam tego, gdy zaczynałam swoją karierę zawodową, aby awansować, ani po to, żeby zostać doceniona. Dotyczy to wszystkich branż. Zdaję sobie sprawę, że prawdopodobnie nie reprezentuję stanowiska najbardziej powszechnego obecnie wśród kobiet. Uważam jednak, że merytoryka zawodowa nie przybierze na sile dzięki feminatywom. Jest wręcz przeciwnie – my tę siłę miałyśmy od zawsze, na równi z mężczyznami. Takie stanowisko pozwala mi jednak na szacunek i akceptację przeciwnego, wolnego wyboru kobiet, które z feminatywami czują się po prostu lepiej.
Aleksandra Wejdelek-Bziuk, AdwokatKobiet.pl
Zdecydowanie tak dla feminatywów – powiem o sobie przedsiębiorczyni, pracodawczyni, a nawet adwokatka, jeśli będę miała na myśli aspekt społeczny. Jestem jednak przeciwna „adwokatce” jako nazwie zawodu. Zawód, który przewiduje prawo, to zawód adwokata.
—
Tekst został opublikowany na łamach magazynu Marketing Prawniczy (nr 5).
07.01.2025
09.12.2024
28.11.2024
Brak komentarzy
Bądź pierwsza albo pierwszy, żeby skomentować. Bądź sobą.
Dodaj komentarz