
Kiedy tańszy lead staje się droższym błędem?
31.03.2025
28.11.2024 / Wojciech Górski
Tworzenie nowej strony internetowej kancelarii – mając na uwadze, że jest to produkt docelowo „profesjonalny” – będzie zawsze procesem dość czasochłonnym. Będzie też wymagał uwagi klienta i chirurgicznej wręcz precyzji.
Grafik musi stworzyć odpowiedni projekt, kierując się wytycznymi co najmniej kilku osób, a programista musi zakodować taki projekt wiernie, responsywnie i optymalnie. W związku z tym – z poziomu kodera – mogę zaproponować trzy kroki, które ostatecznie ułatwią pracę każdej ze stron i umożliwią dojście do celu. Względnie bezboleśnie i bez przyszłych, piętrzących się problemów.
Zawsze warto „mierzyć wysoko”, aczkolwiek tworząc duże projekty, musimy się zastanowić, na ile dane rozwiązanie faktycznie jest możliwe, czy po prostu – warte zrealizowania.
Na przykład – rozbudowane formularze z całym systemem bookingu brzmią jak wygodne narzędzie zarówno dla potencjalnych klientów, jak i kancelarii. Problem zaczyna się jednak w momencie, kiedy dowiadujemy się, że te systemy ktoś musi obsługiwać. Musimy wyznaczyć kogoś do rozpisania grafiku, a to nierzadko oznacza dodatkowe koszty przy wdrażaniu, ponieważ systemy bookingowe są kosztowne. Czego w takim razie możemy użyć jako zamiennika? Wystarczy prosty formularz kontaktowy – nie raz jedno kliknięcie więcej, czy opcja, której nie widzi klient, oznacza, że możemy go stracić na stałe. Prosty formularz oznacza szybką linię kontaktu, a terminy zawsze możemy ustalić wewnętrznie.
Kolejne często spotykane wyzwanie to długie filmy prezentacyjne – kilku, czy nawet kilkunastominutowe. Będę kompletnie szczery – naprawdę większość osób nie ogląda ich do końca. Tymczasem, za ich sprawą, na witrynie wisi jeden ociężały zasób, który powoduje wolniejsze załadowanie reszty. W skrajnych przypadkach może to prowadzić do utraty potencjalnego klienta, który, mając słabe łącze, nie doczeka się załadowania najważniejszych informacji kontaktowych. Strony główne i najważniejsze podstrony, tj. kontaktowe i usługowe, twórzmy więc możliwie jak najlżejsze, a do ewentualnych prezentacji dodajmy dedykowane podstrony, jeśli faktycznie nam na nich zależy.
Skomplikowane animacje, przejścia, mechanizmy i ogromne slajdery z masą treści? To wygląda intrygująco na inspiracjach, czy projektach startujących do konkursów. W praktyce wygląda to tak, że jeśli użytkownik poczuje się „poirytowany” jakąś funkcjonalnością, to po prostu opuści witrynę. Nie mówię też, aby kompletnie rezygnować z takich rozwiązań – ale strona nie powinna na nich bazować. Powinny one być jedynie przyjemnym „dodatkiem”. Należy też pamiętać o tym, że realizacje takich rozwiązań nierzadko podbijają znacząco koszty, ponieważ ich zakodowanie i wdrożenie jest bardzo czasochłonne.
To akurat bardzo prosta porada – otrzymując projekt do wglądu, załóżmy, że faktycznie docelowo jest to nasza witryna. Nie patrzmy pod kątem ładnie wyglądających zdjęć, czy tekstów-wypełniaczy, które się dobrze układają – zarezerwujmy kilka minut więcej i pomyślmy, czy ma to szanse dobrze wyglądać z naszymi treściami, a także, czy poszczególne elementy odpowiadają naszej „wizji”, jeśli takową mieliśmy.
Poprawki po zakodowaniu i wdrożeniu treści są nieuniknione – to nieodzowna część procesu. Często jednak spotykam się ze zmianami, które mogły być zaznaczone na etapie projektowania. Tymczasem na zaawansowanym stadium przed-publikacyjnym mogą być czasochłonne do wykonania, opóźniając tym samym całość.
To również względnie prosty krok – na etapie planowania zastanówmy się, ile materiałów faktycznie jesteśmy w stanie dostarczyć od siebie. Przekazując odpowiednie informacje grafikowi czy project managerowi, otrzymamy adekwatny produkt końcowy do tego, co w praktyce ma szanse realizacji.
Pomyślmy, czy faktycznie chcemy tworzyć np. bloga, jeśli jesteśmy w stanie dostarczyć co najwyżej treści na dwa wpisy i nie mamy zielonego pojęcia, czy w następnych latach będziemy mogli dodać cokolwiek więcej. Przedawnione wpisy blogowe prezentują się wyjątkowo słabo nawet na najbardziej okazałych witrynach, a wyszukiwarki taką treść również najczęściej po prostu ignorują. Nie dość więc, że za stronę zawierającą (nieaktualizowanego) bloga musimy zapłacić więcej, to ostatecznie – nie zyskujemy na tym nic.
Prostsze strony, czy „wizytówki” nie są naprawdę niczym złym. Jeśli jednak planujemy większy projekt, upewnijmy się, że będziemy mogli dostarczać odpowiednie treści.
Dla nas, w agencji marketingowo-doradczej TOMCZAK STANISŁAWSKI, profesjonalizm to nie puste słowo, czy określenie, które bardzo ładnie brzmi na banerach reklamowych. Jest to nasza mantra, ciągłe samodoskonalenie, optymalizacja procesu i najważniejsze – przeprowadzenie klienta przez całość tak, żeby czuł, że kapitał i czas włożone w realizacje faktycznie mają sens.
W branży działam już od bardzo dawna, zakodowanych projektów już też nie liczę w dziesiątkach – były to nie tylko malutkie strony-wizytówki, ale też potężne projekty e-commerce, czy migracje bardzo dużych serwisów z setkami treści na nowe platformy Każda z tych rzeczy pozwoliła mi na „oszlifowanie” procesu i utwierdzenia w przekonaniu, że przy realizacji ważna jest współpraca obu stron zlecenia, a nie tylko dostarczenia produktu.
Myślisz o nowej WWW dla Twojej kancelarii? Lepszego momentu nie będzie.
Napisz do mnie i porozmawiajmy o możliwościach współpracy: wg@tomczak-stanislawski.pl
31.03.2025
19.03.2025
17.02.2025